Spis lektur nie musi być nudny!
Na pierwszych lekcjach podajemy uczniom spis lektur. Jak uatrakcyjnić formę zapisu? Co zrobić, aby uczniów zaciekawić lekturami?
Sposoby są różne. Możemy oczywiście podyktować spis lektur, potem o książkach opowiedzieć . Ale czy zainteresujemy uczniów?
W klasie IV proponuję dać dzieciom wydrukowane okładki lektur ( mogą to być także ilustracje czy kolorowanki). Uczniowie wkleją je do zeszytu, a obok napiszą datę omawiania lektury. Jeśli będziemy przedstawiać bohaterów naszych lektur czy też krótko streścimy każdy z utworów, warto by już od początku wdrożyć uczniów do notowania. Mogą zapisać imiona występujących w tekstach postaci czy też w 1-2 zdaniach napisać,o czym jest książka.
O QR codach już pisałam, ale raz jeszcze przedstawiam listę lektur z klasy V.
Taka forma sprawia, że uczniowie są zinteresowani, co kryje się za kodem. Ich zadanie polega na odczytaniu kodu i zapisaniu zgodnie z zasadami ortograficznymi tytułów i autorów książek. Następnie uczniowie wykonują karty tytułowe. Nie trzeba znać treści, by takie stworzyć. Kiedyś, gdy już uczniowie przeczytają książki,mogą porównać ich treść z pierwszym wyobrażeniem o lekturze.
Klasa VI otrzyma krótkie streszczenia ( czasem tylko 1 rodziału) lektury. Każdy uczeń ma za zadanie na podstawie tekstu określić,o czym może być utwór. Jeśli uczniowie znają, podają tytuł,a jeśli nie, robię to ja. Obok wklejanych fragmentów pojawia się informacja o dacie omawiania tekstu, dodatkowo uczniowie samodzielnie tworzą notatkę słuchając tego, jak prezentuję utwór. Warto pozwolić dzieciom stworzenie ilustracji do tekstów ( może tylko jednego?)
Poniżej wklejam zaczerpnięte z zasobów internetowych fragmenty tekstów, a dla ułatwienia w nawiasie podaję tytuł,którego uczniowie pracujący z tekstem nie widzą:
Rozdział 1. Łucja zagląda do szafy
Czwórka rodzeństwa: Piotr, Zuzanna, Edmund oraz najmłodsza Łucja zostają ewakuowani podczas bombardowań Londynu w roku 1940 roku, do wiejskiej rezydencji Profesora, który mieszka w ogromnym, starym domu sam wraz z gospodynią i pokojówkami. Dzieciom bardzo podoba się rezydencja oraz wiejska okolica. Obiecują sobie, ze spędzą tutaj jedne z lepszych wakacji. Zaraz po ich przyjeździe psuje się jednak pogoda. Dzieci nie mając nic innego do roboty, zwiedzają ogromną rezydencję oraz bawią się w chowanego. Podczas zabawy najmłodsza Łucja chowa się do starej szafy, stojącej w garderobie. Tam przez przypadek odkrywa przejście do innego świata, w którym panuje zima. Rozglądając się po lesie napotyka dziwne stworzenie, które narrator nazywa faunem...
Czwórka rodzeństwa: Piotr, Zuzanna, Edmund oraz najmłodsza Łucja zostają ewakuowani podczas bombardowań Londynu w roku 1940 roku, do wiejskiej rezydencji Profesora, który mieszka w ogromnym, starym domu sam wraz z gospodynią i pokojówkami. Dzieciom bardzo podoba się rezydencja oraz wiejska okolica. Obiecują sobie, ze spędzą tutaj jedne z lepszych wakacji. Zaraz po ich przyjeździe psuje się jednak pogoda. Dzieci nie mając nic innego do roboty, zwiedzają ogromną rezydencję oraz bawią się w chowanego. Podczas zabawy najmłodsza Łucja chowa się do starej szafy, stojącej w garderobie. Tam przez przypadek odkrywa przejście do innego świata, w którym panuje zima. Rozglądając się po lesie napotyka dziwne stworzenie, które narrator nazywa faunem...
( Opowieści z Narnii)
Rozdział 1. Nieproszeni goście
Hobbit (Bilbo Baggins) mieszka w Bag End,
w Hobbitonie. Któregoś dnia odwiedza go czarodziej Gandalf wraz z trzynastoma
krasnoludami (Dwalin, Balin, Kili, Fili, Dori, Ori, Nori, Gloin, Bifur, Bofur,
Bombur) oraz ich przywódcą Thorinem Dębową Tarczą i proponuje mu udział w
tajemniczej wyprawie do Samotnej Góry. Celem owej podróży ma być zamordowanie
smoka Smauga i przywrócenie krasnoludom ich dawnej siedziby. Thorin posiada
mapę i klucz, którymi będzie można otworzyć boczne wejście Góry, a Bilbo,
będący zawodowym złodziejem, ma się przecisnąć do środka wąskim, znajdującym
się tam otworem. Po początkowym wahaniu Bilbo przystaje na propozycję Gandalfa,
ponieważ ma otrzymać dużą zapłatę. ( Hobbit, czyli tam i z powrotem)
xxx
Jest
Wigilia. Samotny przedsiębiorca Scrooge uważa Święta Bożego Narodzenia
bezsensowną stratę czasu. Dlatego niechętnie udziela swojemu pracownikowi
jednodniowego urlopu, by mógł spędzić święta z rodziną. Odmawia również swojemu
siostrzeńcowi, który zaprosił go na świąteczny obiad. Z tego samego powodu nie
chce udzielić świątecznego wsparcia biednym.
Gdy
Scrooge wrócił do domu, na drzwiach zamiast kołatki zobaczył twarz swojego
zmarłego przed siedmiu laty wspólnika, Marleya. Scrooge przez chwilę wpatrywał
się w dziwne zjawisko, aż twarz zniknęła. Gdy przedsiębiorca wszedł do domu,
twarz Marleya zaczęła ukazywać się wszędzie tam, gdzie tylko spojrzał. Idąc za
dźwiękiem dzwonków, doszedł do piwnicy, gdzie ukazał mu się opleciony łańcuchem
duch wspólnika.
Marley
objaśnia Scrooge'owi i przestrzega go. Mówi, że każdy człowiek ma obowiązek żyć
z bliźnimi i pomagać im. Egoistyczne życie przedsiębiorca będzie musiał
odpokutować po śmierci, tak jak on. Napomina, by w życiu wykorzystywać
sposobność do czynienia dobra. Przed zniknięciem Marley zapowiada, że w ciągu
trzech najbliższych dni dom nawiedzą trzy duchy. ( Opowieść wigilijna)
XXX
Konstruktor Trurl zbudował maszynę do robienia rzeczy na „n”. Zrobiła na
jego polecenie nimby, nausznice, neutrony, nurty, nosy i nimfy. Nie umiała zrobić natrium - nie znała
bowiem łaciny. Zrobiła też niebo. Dumny Trurl zaprosił więc do
siebie konstruktora Klapaucjusza. Zawistny naukowiec postanowił sprawdzić
maszynę. Na jego polecenie zrobiła ona naukę (są nią naukowcy
piszący księgi, drący je i kłócący się), potem nice, a więc drugą
stronę wszystkiego (antyprotony, antyelektrony, antyneutrony itd.),
niebezpieczne mogło okazać się zrobienie czegoś, co zwie się Nic. ( Bajki robotów)
Marian
Pietrzyk, Julek Miler, Pestka Ubyszówna i Ula Zalewska spędzają
wakacje we wsi Olszówka. Ulubionym miejscem ich zabaw jest wyspa na rzece
Młynówce. Pewnego dnia odkrywają, że na ich wyspie ktoś był. Dziewczynkom towarzyszy
nieufny pies Dunaj. Na wyspie widzą
śpiącego chłopaka. Okazuje się, że jest
ranny w nogę.
Zenek Wójcik jest
w drodze, porusza się autostopem. Bojąc się pobytu w szpitalu, ukrywa się
i poprosi dzieci o kupno chleba. Wyznaje
im, że szuka wujka. Nie może jednak kontynuować podróży, bo jego rana krwawi. Bohaterowie
budują na wyspie zbudowano szałas i zapewniają Zenkowi jedzenie i pomoc. ( Ten obcy)
I. Diabeł wyskakuje z pudełka
Profesor
Gąsowski od wielu już lat nauczał historii. Był bardzo dumny z siódmej klasy,
ponieważ uczniowie zawsze przygotowywali się na jego lekcje. Inni nauczyciele
narzekali na chłopców, że się nie uczą, ale profesor był z nich zadowolony,
gdyż nigdy go nie zawiedli. Profesor nigdy nie potrafił właściwie połączyć
twarzy z imieniem, dlatego nazwiska swoich uczniów zapisywał w notesie. Na
początku lekcji otwierał zeszyt i wywoływał do odpowiedzi trzech nieszczęśników.
Któregoś czerwcowego dnia profesor wywołał Kaczanowskiego. Ku wielkiemu
zdumieniu nauczyciela chłopak wybąkał, że niestety nie jest przygotowany, bo
nie miał być dzisiaj pytany. Kolejny, Ostrowicki, stwierdził, że to nie jego
dzień. Profesor był zdumiony i zdruzgotany. Powtarzał, że zawiódł się strasznie
na swoich uczniach i że czuje się ośmieszony. Stwierdził, że nie spyta już
nikogo.
W klasie panowała grobowa cisza. Nagle odezwał się Adam Cisowski. Prosił, by nauczyciel pozwolił mu wszystko wytłumaczyć. Wyznał, iż przejrzał system pytania, jaki wybrał sobie nauczyciel, i powiadamiał kolegów o tym, kto będzie pytany na następnej lekcji. ( Szatan z VII klasy)
W klasie panowała grobowa cisza. Nagle odezwał się Adam Cisowski. Prosił, by nauczyciel pozwolił mu wszystko wytłumaczyć. Wyznał, iż przejrzał system pytania, jaki wybrał sobie nauczyciel, i powiadamiał kolegów o tym, kto będzie pytany na następnej lekcji. ( Szatan z VII klasy)
Pomysł na spis lektur w klasie VII zaczerpnęłam z jednego z blogów polonistycznych. Wstyd mi, że nie mogę sobie przypomnieć autora pomysłu. Ale jak tylko pamięć mi wróci, zamieszczę właściwe nazwisko.
Tym razem przygotowałam fragmenty lektur. Każdy uczeń dostanie pełen zestaw. Na początku zadanie będzie polegało na określeniu rodzaju i ew. gatunku literackiego. Również w tym przypadku uczniowie będą obok wklejonego fragmentu wpisywać datę omawiania i najważniejsze, ogólne jeszcze informacje o tekście, a w końcu tytuł i autora. Być może zaproponuję uczniom, aby przygotowali informację o wybranym autorze lub odszukali ciekawostki o lekturze. Poniżej prezentuję wybrane fragmenty, a w nawiasach ( uczniowie inf. z nawiasów nie otrzymują).
(...) nie umiał sobie wytłumaczyć, do
czego może służyć uliczna latarnia i Latarnik gdzieś we wszechświecie, na małej
planetce pozbawionej domów i ludności. Jednak powiedział sobie:


- Dzień dobry. Dlaczego przed chwilą
zgasiłeś swą lampę?
- Taki rozkaz - odpowiedział Latarnik. -
Dzień dobry.
- Coż to znaczy rozkaz?
- Rozkaz gaszenia lampy. Dobry wieczór.

- Dlaczego zapaliłeś?
- Taki jest rozkaz - odpowiedział
Latarnik.
- Nie rozumiem
- Nic tu nie ma do rozumienia. Rozkaz jest
rozkazem. Dzień dobry.

- Mam straszną pracę. Kiedyś miała ona
sens. Gasiłem latarnię rano, a zapalałem wieczorem. W dzień mogłem odpoczywać,
a w nocy spałem...
- A czy teraz zmienił się rozkaz?
- Rozkaz się nie zmienił. Na tym polega
tragizm sytuacji. Z roku na rok planeta obraca się szybciej, a rozkaz się nie
zmienia.
- Więc?
- Więc dzisiaj, gdy planeta robi obrót w
ciągu minuty, nie mam chwili odpoczynku. W ciągu każdej minuty muszę zapalić
latarnię i zgasić ją!
- U ciebie dzień trwa jedną minutę! Jakie
to zabawne!
- To wcale nie jest zabawne - powiedział
Latarnik. - Już minął miesiąc, odkąd rozmawiamy.
- Miesiąc?
- Tak. Trzydzieści minut - trzydzieści
dni. Dobranoc.


(...) lwy, jakkolwiek wygłodniałe, nie śpieszyły się
do ofiar. Czerwonawy blask na arenie raził je, więc mrużyły oczy, jakby
olśnione; niektóre wyciągały leniwie swe złotawe cielska, niektóre, rozwierając
paszcze, ziewały, rzekłbyś, chcąc pokazać widzom kły straszliwe. Lecz następnie
zapach krwi i podanych ciał, których mnóstwo leżało na arenie, począł na nie
działać. Wkrótce ruchy ich stały się niespokojne, grzywy jeżyły się, nozdrza
wciągały chrapliwie powietrze. Jeden przypadł do trupa kobiety z
poszarpaną twarzą i ległszy przednimi łapami na ciele, jął zlizywać kolczastym
językiem skrzepłe sople, drugi zbliżył się do chrześcijanina, trzymającego
na ręku dziecko obszyte w skórę jelonka.
Dziecko trzęsło się od krzyku i płaczu,
obejmując konwulsyjnie szyję ojca, ów zaś, pragnąc mu przedłużyć choć na chwilę
życie, starał się oderwać je od szyi, by podać dalej klęczącym. Lecz krzyk i
ruch podrażnił lwa. Nagle wydał krótki, urwany ryk, zgniótł dziecko jednym
uderzeniem łapy i chwyciwszy w paszczę czaszkę ojca zgruchotał ją w mgnieniu
oka. (Quo vadis)
Ale ja to robię dokładnie –
myślał stary. – Tylko że nie mam już szczęścia. Chociaż, kto wie? Może dzisiaj?
Każdy dzień jest nowym dniem. Lepiej jest mieć szczęście. Ale ja wolę być
dokładny. Bo wtedy, jak szczęście przychodzi, jesteś gotów.
–„ (…) Jeszcze nigdy nie spotkałem równie silnej
ryby ani takiej, która postępowałaby równie dziwacznie. Może jest za mądry, żeby
skakać. Mógłby mnie wykończyć, gdyby skoczył albo rzucił się nagle. Ale pewnie
już nieraz brali go na hak i wie, że tak właśnie powinien walczyć. Nie może
wiedzieć, że ma przeciwko sobie tylko jednego człowieka, ani ze ten człowiek
jest stary.
(…) Ciekawe, czy ma jakieś
plany, czy to taki sam straceniec jak ja”.
Nie rozumiem się na tym i nie
jestem pewien, czy w to wierzę. Może było grzechem zabijać rybę? Przypuszczam,
że tak, chociaż zrobiłem to, żeby wyżyć i nakarmić wielu ludzi. A wreszcie
wszystko jest grzechem. Więc nie myśl o grzechu. Na to już o wiele za późno, a
są ludzie, którym za to właśnie płacą. Niech oni myślą o grzechu. Urodziłem
się, żeby być rybakiem, tak jak ryba urodziła się, żeby być rybą. Święty Pedro
był rybakiem, a także ojciec wielkiego Di Magio”. Jednakże lubił zastanawiać
się nad wszystkim, co go dotyczyło, a ponieważ nie było nic do czytania i nie
miał radia, więc rozmyślał wiele, i wciąż o grzechu. „ Nie zabiłeś tego marlina
tylko po to, żeby wyżyć i sprzedać go na mięso – myślał. – Zabiłeś go z dumy i
dlatego, że jesteś rybakiem. Kochałeś go, kiedy żył, i kochałeś go potem.
jeżeli go kochasz, nie jest grzechem go zabić. Czy też jest jeszcze większym?”
(Stary człowieki morze)
CHÓR
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie,
Co to będzie, co to będzie?
GUŚLARZ
Zamknijcie drzwi od kaplicy
I stańcie dokoła truny;
Żadnej lampy, żadnej świécy,
W oknach zawieście całuny.
Niech księżyca jasność blada
Szczelinami tu nie wpada.
Tylko żwawo, tylko śmiało.
STARZEC
Jak kazałeś, tak się stało. (...)
GUŚLARZ
Podajcie mi garść kądzieli,
Zapalam ją; wy z pośpiechem,
Skoro płomyk w górę strzeli,
Pędźcie go z lekkim oddechem.
O tak, o tak, daléj, daléj,
Niech się na powietrzu spali.
Podajcie mi garść kądzieli,
Zapalam ją; wy z pośpiechem,
Skoro płomyk w górę strzeli,
Pędźcie go z lekkim oddechem.
O tak, o tak, daléj, daléj,
Niech się na powietrzu spali.
( Dziady cz. II)
Trzeba też przyznać, że (...)
miał silną rękę, gdy szło o interes. Chwytała ona, ściskała, ze skóry
obdzierała swoją ofiarę, nie wypuszczając jej, aż po doszczętnym wyzyskaniu.
Był to jednym słowem chciwy i stary grzesznik. Twardy i ostry jak krzemień;
zamknięty w sobie, milczący i samotny jak ostryga. Zimno wewnętrzne wyostrzyło
jego starcze rysy, wydłużyło nos, zmarszczyło policzki, uczyniło jego chód
sztywnym, zaczerwieniało oczy i zabarwiało na niebiesko usta. Gniewnie brzmiał
jego ostry głos. Szron pokrywał jego głowę, brwi i chudą brodę. Wnosił ze sobą
lodowatą temperaturę; zamrażał nią swe biuro podczas upału i nie podwyższał jej
ani o jeden stopień nawet podczas wigilii Bożego Narodzenia. Zmiany pogody nie
miały wpływu na (niego). Żadne ciepło nie mogło go ogrzać, żaden mróz bardziej
oziębić. Niepogoda nie wiedziała, z której strony go zaatakować, największy
deszcz, śnieg, grad czy zawierucha miały nad nim wyższość pod jednym tylko
względem: one często okazywały się szczodrymi, spadały na świat i ludzi hojnie,
dla( niego) zaś takie pojęcia, jak szczodrość
lub hojność w ogóle nie istniały. ( Opowieść wigilijna)
- Georges, czy widziałeś już kiedyś tę puderniczkę? George zrobił krok
w przód.
- Tak, proszę pana. Widziałem, jak ta osoba, panna Harrison, kupowała
ją u Woolwortha w piątek, osiemnastego. Zgodnie z pańskimi instrukcjami,
śledziłem wszystkie kroki tej pani. W dniu, o którym mowa, pojechała autobusem
do Darnington i nabyła tam tę puderniczkę(...). Tego samego dnia, ale później,
udała się do domu, który wynajmuje panna Moncrieffe. Działając zgodnie z
pańskimi wytycznymi, byłem już wtedy w tym domu. Widziałem, jak ta osoba weszła
do sypialni panny Moncrieffe i ukryła ten przedmiot w głębi szuflady biurka.
Miałem dobry widok przez szparę w drzwiach(...).
W głosie Poirota, kiedy odezwał się do panny Harrison, zabrzmiała
twarda, jadowita nuta.
- Czy może nam pani wyjaśnić te
fakty, siostro? Chyba nie. W tej puderniczce nie było arszeniku, kiedy
opuszczała sklep Woolwortha, ale był już, kiedy opuszczała dom pani Bristow.
Nie był to mądry pomysł z pani strony - dorzucił cicho - żeby trzymać u siebie
zapas arszeniku.
Siostra Harrison ukryła twarz w dłoniach.
- To prawda - wyznała cichym,
matowym głosem. - To wszystko prawda. Zabiłam ją. I Wszystko to na nic...
zupełnie na nic. Byłam szalona. ( 12 prac Herkulesa)
Stary ryknął
i rzucił się na ziemię; jego mleczne włosy zmieszały się z piaskiem nadmorskim.
Oto czterdzieści lat dobiegało, jak nie widział kraju, i Bóg wie ile, jak nie
słyszał mowy rodzinnej, a tu tymczasem ta mowa przyszła sama do niego —
przepłynęła ocean i znalazła go, samotnika, na drugiej półkuli, taka kochana, taka
droga, taka śliczna! We łkaniu, jakie nim wstrząsało, nie było bólu, ale tylko
nagle rozbudzona niezmierna miłość, przy której wszystko jest niczym… On po
prostu tym wielkim płaczem przepraszał tę ukochaną, oddaloną za to, że się już
tak zestarzał, tak zżył z samotną skałą i tak zapamiętał, iż się w nim i
tęsknota poczynała zacierać. A teraz „wracał cudem” — więc się w nim serce
rwało. (...)Wypłakawszy się, miał teraz w twarzy jakiś spokój i
rozpromienienie, a oczy jego były jakby natchnione. Oddał bezwiednie całą swoją
żywność ptakom, które rzuciły się na nią z wrzaskiem, a sam wziął znowu
książkę. Słońce już było przeszło nad ogrodami i nad dziewiczym lasem Panamy i
staczało się z wolna za międzymorze, ku drugiemu oceanowi, ale i Atlantyk był
jeszcze pełen blasku, w powietrzu widno zupełnie, więc czytał dalej:
Do tych pagórków
leśnych, do tych łąk zielonych…
Zaszumiały mu w uszach lasy sosnowe, zabełkotały rzeki rodzinne.
Widzi wszystko, jak było. Wszystko go pyta: „Pamiętasz?”. On pamięta! A zresztą
widzi: pola przestronne, miedze, łąki, lasy i wioski. Noc już! O tej porze już
zwykle jego latarnia rozświecała ciemności morskie — ale teraz on jest we wsi
rodzinnej. Stara głowa pochyla się na piersi i śni. Obrazy przesuwają się przed
jego oczyma szybko i trochę bezładnie.
( Latarnik)
PAPKIN
Pędząc cwałem na rozkazy
Zamęczyłem szkap bez liku;
Wywróciłem się sto razy,
CZEŚNIK
Że mój Papkin tu piechotą
Przywędrował całą drogę;
A na podróż dane złoto
PAPKIN
CZEŚNIK
PAPKIN
DYNDALSKI
PAPKIN
Lecz nie karty są przyczyną,
Żem się w drodze spóźnił nieco.
CZEŚNIK
PAPKIN
CZEŚNIK
PAPKIN
( Zemsta)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz